Mapping Party Koluszki 2011 – relacja

10 cze

Małe stacyjki są dumne z tego, że przez nie przejeżdżają pociągi pośpieszne

/Karl Kraus/

Jest upalne, czerwcowe popołudnie. Z nagrzanego pociągu ludzie wysypują się na zalany słońcem peron w Koluszkach. To małe, bo niespełna 14 tysięczne miasteczko jest jednym z największych węzłów kolejowych w Polsce. Tory dzielą Koluszki na dwie części, między którymi komunikacja odbywa się jedynie wiaduktem i przejściem podziemnym, nota bene najdłuższym w naszym kraju przejściem pod torami PKP. Znajduje się tutaj także, jedyny w Polsce, Wydział Niedoręczalnych Przesyłek Pocztowych

I właśnie to, niepozorne, a jednak wiele znaczące miasteczko stało się miejscem spotkania członków OpenStreetMap Polska. Spotkania, które ma na celu zarówno omówienie wielu interesujących i ważnych kwestii w samej organizacji stowarzyszenia, jak i dalszych kierunków działań. Spotkanie to zostało połączone z ponad dwudniowym Mapping Party. I tak oto, po naszym pobycie „biała plama” na mapie Polski zamieniła się w miasteczko, małe, przyjazne i tętniące życiem – z siecią ulic, uliczek, kawiarni i miejsc bliskich sercu jego mieszkańców.

Gdy dzień chylił się ku końcowi i wszyscy, z większymi bądź mniejszymi przygodami, dojechali z całej Polski, ruszyliśmy na mały rekonesans. Ale jak to bywa z rekonesansami wieczorną porą, zakończył się on cudownie zimnym piwem i chrupiącą pizzą w miejscowej pizzerii. Po całodniowej podróży ta chwila radości, żartów i spokoju sprawiła, że

ZiBatman przygotowuje latawiec do startu :)

wszystkim wróciły siły i z optymizmem zapatrywaliśmy się na najbliższe dni. Jedynym, co mąciło nasz spokój, było opóźniające się przybycie naszego kolegi, balroga. A jako, że Andrzej dał poznać się w Górach Stołowych jako nasza „zguba drużyny”, zaczęliśmy organizować powoli ekipę ratunkową, mającą na celu jego odszukanie. Zadanie to wydawało się nie lada wyzwaniem. Andrzej, prócz talentu do celowego gubienia się, posiada bowiem wiele innych ciekawych cech, nazwałabym to „charakterystycznych”. Jedną z nich jest to, że jego telefon działa jedynie w Warszawie. Jednak niestrwożeni tym  ruszyliśmy na poszukiwania… wróć! poszliśmy spokojnie na kwaterę – bo przecież Andrzej i tak kiedyś się znajdzie. I znalazł się! Radośnie i beztrosko przemierzał świat na rowerze, ze swym sławnym latawcem na plecach.

 

Prawdziwa podróż odkrywcza nie polega na szukaniu nowych lądów, lecz na nowym spojrzeniu.

/Marcel Proust/

 

Wszyscy pilnują ulicy, a balrog wyciąga latawiec z ogródka

Nieco później niż wzeszło słońce otwarliśmy oczy w małym pokoiku przy ulicy Sienkiewicza 12 i tak rozpoczął się Mapowania Dzień Drugi, właściwy. Tego dnia czekało nas całodniowe wędrowanie ulicami Koluszek, zbieranie adresów i punktów. Po porannym spotkaniu z Tomkiem Ganiczem, prezesem WikiMedia Polska, który uczestniczył w mapowaniu miasteczka i towarzyszącym nam reprezentantem Związku Harcerstwa Polskiego, podzieleni na kilkuosobowe grupy ruszyliśmy ze znaną sobie misją, by po południu spotkać się pod jedynym na Rynku drzewem. Topiący się asfalt i rozpływający się uczestnicy MP ukryli się w jego łaskawym cieniu, by uczestniczyć w puszczaniu latawca OpenStreetMap. Co odważniejsze osoby wyszły na sam środek placu by pomóc latawcowi wzbić się w bezbrzeżny błękit nieba. Reszta, na wzór wszelkich stworzeń ziemskich, oddawała się błogiemu lenistwu i wcinając lody za pomocą dowodów osobistych obserwowała poczynania Rycerzy Cyfrówki Balroga. Złośliwy wiatr, mimo trudów i starań Odważnych i kibicowania Rozsądnych, nie pozwolił na wzbicie się latawca na satysfakcjonującą wysokość. Jednakże Odważni cieszą się zapewne do dnia dzisiejszego ze złapanej, złocistej opalenizny. Po kilku równie nieudanych próbach postanowiliśmy na kilka godzin rozejść się grupkami i dokończyć mapping-dzieło. Niesamowitym, jak na wielkość metropolii Koluszki, trafem spotkaliśmy się na polnej drodze, biegnącej prawdopodobnie tam gdzie diabeł-mówi-dobranoc. I znów nasza radosna ekipa podzieliła się na Odważnych – którzy ryzykując życie ponowili próbę puszczania latawca, i Rozsądnych którzy okraszali to błyskotliwymi i pamięci godnymi komentarzami. Popękana dróżka wiodąca przez pola głaskane łagodnym wiatrem na tle zachodzącego powoli słońca, przywodziła na myśl beztroskie dzieciństwo, kiedy wakacje oznaczały co innego niż 21 dni urlopu. Niczym niezmącona radość obudziła w Odważnej części naszej ekipy dzieci. Śmiejąc się, udając Batmana i jeżdżąc szaleńczo na rowerach udawali, że przysługują się Otwartej Mapie. Jednak złośliwy los sprawił, że latawiec wzbił się wysoko ponad horyzont i trzeba było nicponia pilnować. Połączone na nowo ekipy Odważnych i Rozsądnych obserwowały z zagryzionymi z emocji wargami poczynania naszego Orła Przestworzy, delektując się myślą o setkach robionych właśnie zdjęć lotniczych miasteczka. Balrogowe „…ale baterie mogły paść, zapomniałem naładować” sprawiło, że zagryzienie warg przeobraziło się w niewysłowioną rozpacz. Ale, dziwną rzeczą, po wylądowaniu szybko okazało się, że jednak nie! Że baterie działają! Że żyją! Że aparat robił zdjęcia!… ale okazało się również, że karta pamięci była przepełniona :-(. Jeszcze tego samego wieczora, balrog skwapliwie wziął się za ładowanie baterii i opróżnianie kart. Późna noc zastała ekipę OSM, a gdy świtało, wszyscy znużeni całonocnym wprowadzaniem danych, tak oczywiście, położyli się bez najmniejszych rozmów i wygłupów spać. Tak, oczywiście…

 

Przy innym ogniu, w inną noc do zobaczenia znów.

 

A raczej przy innym piecu do smażenia naleśników. Nic tak nie łączy ludzi, jak wspólne gotowanie! Szczególnie, jeśli do zrobienia naleśników potrzeba co najmniej czterech osób, gdyż każda umie co innego. Dozujący dotevo, wbijający jajka antblant, smażąca tuuli i podrzucający Zibi stworzyli śniadanie magiczne – niemal jak tajemnica naleśnikarska. A rhn pięknie pozmywał. Pokrzepieni dawką glukozy wyruszyliśmy znów, a jakże, puszczać latawca. Znów na Rynku i bogatsi o doświadczenia z ubiegłego dnia (gdy chłopaki tajniacko wyjmowali latawca z czyjegoś ogródka, a balrog udowodnił, że poza gubieniem się potrafi chodzić po drzewach) rozwinęliśmy szpulę przeznaczenia i oddaliśmy aparat w niepewne dłonie przestworzy.

Ekipa przyglądająca się latawcowi robiącemu zdjęcia

Tym razem koluszkowskie niebo łaskawym dla nas było i żegnając się z nami wiatry uniosły naszego Orła wysoko ponad zabudowania. Maleńka plamka na niebie i balrog zapewniający, że baterie są naładowane, a karta pamięci pusta, sprawiły, że nawet Rozważni wyszli na plac rynkowy. A gdy już po wszystkim linka została zwinięta, zwinęliśmy się i my, drużyna OpenStreetMap, by pojechać i spotkać się, mam nadzieję, znów. Na kolejnym owocnym Mapping Party.

 

UPDATE:

Efekt puszczania latawca i robienia zdjęć z niego można obejrzeć pod adresem: http://openstreetmap.pl/balrog/koluszki-kap/